Dobrze, że jesteś...
Dziecko mnie uszczęsliwia... i choć nienawidzę matek-kwok i "ciumciumkających" "ćwierkających" nad dziećmi istot, bo niestety nazwanych przeze mnie "macic" nie trawię, to jednak muszę stwierdzić, że życie nabiera innego wymiaru, gdy pojawia się dziecko. I nie chodzi mi tu o samą czystą kwestię dumy z bycia rodzicem, chodzi o swoisty układ zalet, który się wytworzył poprzez więź jaka łączy rodziców z dzieckiem.
Pojawia się taka mała istota... Gdzie wcześniej była? Pewnie jak ja to mówie Maryśce - w poczekalni dla bobasów, choć sama wiem, że w nicości takiej, jaka nas wszystkich czeka. Istota niepowtarzalna i totalnie wylosowana z wora chromosomowych wędrówek i podziałów.
I mimo pierwszych przerażających chwil, w których odczułam pierwszy raz w życiu największy prawdziwy strach, czy wszystko z nią jest w porządku, to jednocześnie pojawienie się Mani uspokoiło mnie wewnętrznie. Oczywiście, martwię się, czy zapewnię jej wszystko co potrzeba, ale uważam to za jak najbardziej normalne.
Piękne jest to, gdy ona wtula się we mnie, bo przecież jesteśmy dla niej całym światem - tak po prostu, tak najszczerzej, a ja wiem, że bez niej świat byłby taki nijaki jak był przed jej narodzinami. I nawet, gdy jestem zmęczona, lub gdy nie chce przestać grymasić, to i tak jestem w środku szczęśliwa :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz