Kasztanek kasztanek, znalazłam go na trawie...
Dopadło i mnie. Kaszlem się zaczęło, później katar, lekka gorączka i większość planów szlag wziął. Marycha, jako, że ostatnio rzucił jej się "mamibrak" też oczywiście chora, wczoraj jej kluchowatość osiągnęła swój zenit, na szczęście po wizycie u lekarza mamy plan i czujemy się z dnia na dzień co raz lepiej.
Jako, że nienawidzę, gdy jestem chora najbardziej tego, że trzeba siedzieć w domu, (właściwie nie wiem czemu kisić się we własnych bakteriach?) dziś z Marychą ubrałyśmy się ciepło i ruszyłyśmy na misję - zbierania kasztanków. Towarzyszyła nam wykonana wczoraj przeze mnie sówka. Na koniec wstąpiłyśmy do "Dziadzia", który jest wielkim fanem ów bloga, tak więc i jemu należy się tu miejsce w postaci zdjęcia z Marychą.
Miłego weekendu!
0 komentarze:
Prześlij komentarz