Śmiech przez łzy
Dziś miałam trudny dzień. Można powiedzieć początek końca pewnego etapu. Etapu walki o nogę mojego taty. Niestety dziś amputowano tacie prawą nogę. Smutno mi z wielu powodów, zapewne nie trudno sobie wyobrazić czemu. Żal mi taty, taki dziwny strach się kłębi gdzieś w okolicach nadnerczy. Do tego prawie dwa lata dbałam o to, by jednak to co dziś nastąpiło nie było konieczne. Ale jedno mnie cieszy, bo gdy rana się zagoi, nie będzie już go boleć, a bolało prawie dwa lata, na tyle, że nawet zastrzyki z morfiny w szpitalu nic nie dawały. W związku z opieszałością służby zdrowia oraz braku jakiegokolwiek logicznego działania z ich strony, mój tata znów otarł się o śmierć, i znów mu się udało. Nie będę pisać o Bogu, wiadomo czemu... Jednak mimo to moją wdzięczność Losowi okażę w piątek śpiewając na koncercie Mienia River Gospel Choir w Bazylice katedranej św Floriana.
Aby się odstresować oczywiście zabrałam się za szydełko i szycie. Mani zapgrejdowałam nudny beżowy sweterek i zrobiłam podkładkę pod kubek.
2 komentarze:
Przykro mi:(Pozdrowienia dla taty!!! Teraz już będzie tylko lepiej, ale szkoda ,że to tyle musiało trwać...
dziękuję. wiesz jak to jest z lekarzami i złożonością ludzkiego ciała ;)
Prześlij komentarz