Kilka inspiracji z mojego dysku

Jak chyba każda maniaczka szydełkowa mam kilka rozpoczętych prac, a w zanadrzu kolejne pięćdziesiąt, które chciałabym wykonać... Tym razem wrzucam kilka fajnych pomysłów, które przetrzymuję na dysku. A nuż będę na końcu świata bez dostępu do swojego komputera? :P













  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS
Read Comments

Proste wzory na bransoletkę na krośnie

Troszkę się w międzyczasie pobawiłam programem do projektowania bransoletek.
Przedstawiam kilka prościutkich wzorów:







  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS
Read Comments

Historia z jabłkiem, NFZ i bransoletka

Dziś wybrałam się po raz kolejny do siedziby NFZ wyposażona w piękne dokumenty mojego taty, które po awanturach z lekarzami (dłuuuga historia) uzyskałam. W skrócie chodzi o dofinansowanie protezy nogi. Tym razem kolejka była "krótka", bo przede mną jedynie 30 osób. Gdy dotarłam do okienka i z entuzjazmem podałam panu ów dokumenty wraz z dowodem osobistym taty, ów szanowny pan w okienku uświadomił mi, że niestety nic nie może zrobić, bo od lipca są nowe druczki. "Jak to nowe druczki?!"-pytam. "To lekarz pani nic nie powiedział? Te które pani ma są z czerwca (dokładnie 25 czerwca), więc nie mogę pani wydać zaświadczenia". Cudownie qr*a! Lekarze na wizycie 25 czerwca nie uprzedzili mnie o skróconej ważności dokumentu. A druczki nie różnią się wiele, właściwie tylko układem i rodzajem czcionki i qr*ica mnie ciska, bo przez to, że jakaś zasrana drukarnia musiała zarobić, teraz trzeba abarot umówić się z lekarzem, on łaskawie przepisze na nowy druczek jeszcze raz to samo, nie omieszkując dodać kilka swych pouczających tekstów i z powrotem do NFZ w cholerną kolejkę.
A dziś w foto relacji bransoletka oraz historia z jabłkiem :)












  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS
Read Comments

Nadmorskie klimaty i buty z Lidla

Dawno temu kupiłam kilka znanych pewnie wszystkim luster z Ikei. W oryginale to konkretne było już pomalowane na czarno, więc maźnęłam białą farbą akrylową specjalnie uwidaczniając fakturę pozostającą po płaskim pędzlu. Dzięki wspaniałemu urządzeniu, jakim jest pistolet na klej, w końcu zrobiłam użytek z muszelek, które tylko przekładałam z miejsca na miejsce nie chcąc ich wyrzucić. Dzięki temu powstała oryginalna pamiątka z wyjazdu do Włoch (12 lat temu :P).





Wzięłam się też w końcu za buty z Lidla kupione też z 2 lata temu. Buty wygodne, choć stopa moja wygląda w nich koślawo - no cóż - właściwie to i tak jest koślawa. Kwiatek na szydełku wraz z drewnianym guzikiem - nawet niezłe połączenie, choć tak czy siak, coś czuję, że jeśli buty wytrzymają to i tak będę zmieniać ich "dekorację".




  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS
Read Comments

Mężobrak, czyli niby wolna chata...

Wspomniałam już, że męż mój osobisty wybył na mini rajd z kolegami. Niby ok, i myślałam nawet, że będzie fajnie (wybacz mężu:P), jednakże nie było. Najpierw chciałam zrobić ekstremalną metamorfozę i posprzątać dom na błysk. Ale szczerze... odechciało mi się przy wczorajszych upałach. Stwierdziłam, że się porelaksuję z Marią i tak też zaplanowawszy, wzięłam nasz super izo-kocyk piknikowy i poszłyśmy na trawę. Nawet odważnie stwierdziłam, że poszydełkuję i ukończę w końcu ten koc co go robię od pobytu w szpitalu, gdy rodziłam pannę M. No i tak całe pół godziny chilloutu, bo jako opuszczona samotna matka, musiałam lecieć Mani obiad gotować itd itp.
Myślę sobie później - poodkurzam. Dupa blada. Najpierw godzinę latałam z łapką na muchy i wybijałam to tałatajstwo całe, uroki życia na wsi... Trupem usiana ma podłoga była i beż jej kafelków gdzieś znikł był pod czarnymi uskrzydlonymi ciałkami moich ofiar. Odkurzyć musiałam, a dziś znów to samo.
Jednakże wieczorem, jakąś godzinkę przed położeniem Mani spać, zawsze dostaję pałera ogródkowego. Temperatura jest już wtedy ok i da się coś porobić. Wczoraj zrobiłam drugie schodki tarasowe. Wymagają jeszcze poprawek, no i myślałam, że mam więcej żwiru. Ale i tak jest lepiej niż było.
Snuję się ja po tym domu, niby coś tam robię, ale snuję się bez celu... Mężu mój wracaj, bo bez Ciebie jakoś takoś dziwnie.

A teraz fotorelacja:

Szydełkujemy z Marią (dodam, że Maria jest w mojej sukni, znaczy kiedyś ja w niej chodziłam w jej wieku)


Ów schody mego wykonu:



Pięknie kwitnące rudbekie:


Marycha wpatrzona w papużki:


Nasturcja:


Lawenda na tle tomów Darwina:


No i Ferajna:

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS
Read Comments

Poduszka na szydełku, namiot i kowbojski kapelusz

Zostałyśmy same z Maryśką na posterunku. Ciocia Karolina wyjechała z naszym chórem do Pragi, a męż mój właśnie szaleje z kumplami 4x4 gdzieś w świętokrzyskim. Jednak mąż czasem się do czegoś przydaje, bo zazwyczaj to on wieczorem zajmuje się Maryśką, karmi i usypia, a ja mam wtedy "happy hours":P. Dziś jednak udało mi się doprowadzić przedogródek nasz do jako takiego wyglądu, jutro mam za to wiele planów, bardzo rozwijających oraz oryginalnych: zakupy, sprzątanie, szydełko i ogródek :P

Przedstawiam moje ostatnie "dzieło" - poduszkę, a właściwie poszewkę zapinaną na (mój pierwszy w życiu wszysty) suwak. Zapodziałam gdzieś ten schemat na kwiatki. Z drugiej strony to zwykły granny squere:




Wczoraj rozbiliśmy również namiot, aby męż sprawdzić mógł, jak długo (na trzeźwo) się go rozkłada. Maryśka nie chciała go później opuścić :)





No i na koniec...






  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS
Read Comments

O sokach długa historia

Sokowirówka to cudowne urządzenie, które odkryłam po raz drugi po narodzinach Maryśki. Na początku mama moja pożyczyła mi swojego "potwora". Sokowirówka mojej mamy zajmuje pół kuchni, hałasuje jak stary ursus 330, ale ma jedną dużą zaletę - nie trzeba wciąż usuwać "wiórów", gdyż pojemniki zarówno na sok, jak i na resztki są ogromne. Jednakże rozmiar oraz opisane ów wydawane odgłosy zniechęciły mnie do ów maszyny. Przyszła, więc kolej na starą czerwoną sokowirówkę po mojej babci za to. Mała, zgrabna, może nie szczególnie cicha, ale to w końcu urządzenie, które wysysa ostatnie soki z małych biednych warzywek, w związku z tym musi hałasować. Byłam happy. Niestety, nastał dzień, w którym 40 (?) letnia sokowirówka, nawet nie to, że wyzionęła ducha, a ze starości zapomniała, żeby nie tylko przerabiać owoce i warzywa na miazgę, ale również starać się choć oddzielić sok do podstawionego jej pod dzióbek naczynia. Niestety wszystko zostawało w wióro-pulpie w środku. Poddałam się. Maszyna bez mej litości najpierw wylądowała gdzieś w kącie, później wyleciała na śmietnik (jestem okrutna).
Tak więc snułam się pomiędzy regałami w rossmanie, gdzie pełno soczków najróżniejszych dla Marychy, jednakże zarówno wkurzała mnie cena ów produktów, jak i moja "maciczna" paranoja, że w tych sokach ze sklepu na pewno dodają jakich świństw i że kłamstwo, oszustwo, lobbing... na pewno jest w nich coś więcej niż tylko to do czego przyznają się na etykiecie :P


Wtem dotarło do mnie, że jest takie magiczne miejsce, które z pewnością wybawi mnie z ów patowej sytuacji, tam z pewnością zakupię piękną, zgrabną, nową, błyszczącą i cichą sokowirówkę...tak...allegro. Zdziwił mnie fakt, że wcześniej na to nie wpadłam, zwłaszcza, że sama sprzedaję cały czas na allegro. cóż, przez problemy z tarczycą widać pół mózgu mi nie działa.
Kupiłam więc ów maszynę i teraz dzień w dzień robię maryśkowe soczki, sama nie powiem z mężem mym też coś skosztujemy. Muszę się przekonać do soków warzywnych, ale to dopiero w kolejnym stopniu wtajemniczenia. Will see.Moja ukochana ma jednak wadę małą, jako że jest niewielkich rozmiarów dość szybko się zapełnia wiórami i wciąż trzeba je wyrzucać, nie zniechęca mnie to jednak (na razie). Oto prezentacja mego "cudu":




  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS
Read Comments